Pierwszystycznia

No to koniec. Dotarliśmy do , bodaj, najcichszego, najspokojniejszego i najmniej konsumpcyjnego dnia roku. Gęsta cisza, która unosi się za oknem jest stanem akustycznym, prawdopodobnie zbliżonym do tego w deprywacji sensorycznej. 

To tak jakby świat wyszeptał właśnie wielkie UF – już po wszystkim, po zabieganym grudniu, świętach, jedzeniu, kupowaniu, strojeniu, planowaniu sylwestra, kieckach, szpilkach, tipsach, obietnicach. To wszystko błysnęło jak fajerwerki, pojawiło się na chwilę, by za taki sam, lub nawet krótszy moment, stracić znaczenie. Uf, udało się, kolejna nielogicznie intensywna końcówka roku za nami. Ulga i czysta karta.

I co dalej?

Kapcie i kubek herbaty. To samo mieszkanie, ta sama lampa, krzesło i stół. Ten sam facebook, youtube i czas. Zupełnie ten sam, płynie dokładnie z prędkością 60 sekund na minutę i 60 minut na godzinę.

Przychodzi do nas prawda, ta sama, rzeczywistość o zmienionym numerze seryjnym. 2014. Przewracamy uroczyście kartki w kalendarzu, mówimy sobie „jak ten czas leci”, rozczulamy się na chwilę i robimy sobie obiady, śniadania a niektórzy, ze względu na porę wstawania, kolację.  Zaczynamy od nowa naszą zwykłość, dając sobie czas do jutra na start realizacji obietnic. Bo pierwszy stycznia jest zupełnie nierealny, jakby w ogóle nie istniał.

Senne ciała odparowują resztki wypitego alkoholu, znudzeni chłopcy wystrzeliwują ostatnie petardy, zwierzęta domowe odzyskują powoli spokój. Portale z horoskopami zyskują rekordową ilość odsłon.

Zrobiłam  błąd – obejrzałam dziś wyjątkowo wiadomości. A tam  materiał, jakby sprzed roku, dwóch i trzech – odliczanie urwanych kończyn i ofiar pijanych kierowców. Moja złość, smutek i poczucie bezsilności. Mocno staram się tak bardzo nie brać tego wszystkiego do siebie, ale słabo mi wychodzi. Chciałabym kiedyś 1 stycznia usłyszeć, że nikt się nie okaleczył i nikogo nie zabił.

W końcu przejście w nowy rok to symbol czegoś dobrego - zmiany i nowego początku. Chyba nie ma drugiego takiego dnia w kalendarzu, w którym kilka tych samych minut, w różnych miejscach na świecie, przepełnionych byłoby mocą dobrych życzeń. Dlatego jeśli zależy wam na dobrym samopoczuciu - nie włączajcie wiadomości.

Pierwszy z 365, zupełnie umownie ustalonych dni. Stan między przeszłością a przyszłością. Nic niby nowego, tak jest na co dzień, jednak dzisiaj czuję to intensywniej. Serca i głowy pełne mamy  marzeń, planów, oczekiwań, obaw i nadziei, że „tym razem się uda” i że "będzie lepiej".


W tym wszystkim jednak, pamiętać byłoby dobrze, że na pewno nie mamy jednego – czasu do stracenia. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Metoda Wima Hofa - opis po polsku

Asany przy skręconej kostce unieruchomionej gipsem

Ujjayi pranayama i joga w czasie przeziębienia