"Co ma piernik do wiatraka?" - o podróżowaniu



Wróciłam wczoraj z Torunia, jak zwykle pełna wrażeń, mimo, że nie działo się nic takiego. Nie widziałam ducha Mikołaja Kopernika, po mieście nie obwiozło mnie czerwone ferrari, ani też nie przepłynęłam się moim prywatnym jachtem po Wiśle (może dlatego, że nie mam prywatnego jachtu).

Wieczorne fajerwerki oraz dziką imprezę do samego rana zastąpiło mi piernikowe piwo i spacer o zmierzchu w kierunku zachodzącego słońca. 

Ta podróż to jedno z moich mikro marzeń sierpnia 2015, które odważyłam się utrzymywać przy życiu mimo tego, że wolnego zbyt wiele nie ma na horyzoncie. Więcej urlopów pewnie już w te wakacje nie będzie, chociaż podobno chcieć to móc. Jeśli takie to proste to ja chcę jeszcze nad morze. Chcieć to mórz.  

Wracając do sedna -  nie tyle chcę dla was napisać o samym Toruniu ile o oderwaniu. Wyjeżdżać trzeba – gdybym była lekarzem, każdemu sfrustrowanemu człowiekowi wypisywałabym receptę na podróż. Jako lek na stres, zły sen, skurcze, bóle pleców, oka i paznokcia.

Nie masz kasy? To ją znajdź! Na pewno uskrobiesz coś, jak zrezygnujesz raz czy drugi z czegoś, nie tak w gruncie rzeczy potrzebnego. Z pokrzepiających wiadomość - jest blablacar. Mój blabla, dość, że miał być niedrogi, to ostatecznie, okazało się, że był darmowy, bo kierowcy, tak naprawdę, nie zależało na pieniądzach, a na dobrym uczynku. High five, Wszechświecie/Boże/dobry zbiegu okoliczności.


 
Szukasz siebie? Toruń pomoże w zadawaniu właściwych pytań ;) (plakat przy Rynku)

Wyjedź, proszę cię, dla własnego zdrowia psychicznego, kup bilet za 5 zł i pojedź do pobliskiej wsi, tam gdzie cię jeszcze nie było. Gdzie wszystko będzie nowe, obce i będziesz musiał pytać o drogę, czytać znaki i znaczyć teren, żeby wiedzieć, jak wrócić.

Jeśli jedziesz pociągiem (polecam - mój ulubiony środek transportu) to albo  pozostań w nim w ciszy albo słuchaj radia. Nie zmieniaj stacji! Daj się zaskoczyć (chyba, że dramat trwa trzy piosenki z rzędu). Ile razy odkryłam jakiś diabelnie genialny zespół dzięki takim manewrom.

Co pewne to - nie używaj Facebooka, ani innego interneta. Ewentualnie po to, by pomóc sobie w orientacji przestrzennej. Choć do tego służyć może i koniec języka (a jeśli utkniecie w leśnej głuszy – poczekajcie do Wigilii, na pewno jakieś zwierze przemówi i poprowadzi; na pewno).

Długo nie ruszałam się z mojego miasta, bo wydawało mi się, że nie miałam czasu albo akurat były inne wydatki. Dodatkowo, w mojej głowie, podróż oznaczać musiała "niewiadomoco" "niewiadomodokąd". I tak przylgnęłam do swojego miejsca i tkwiłam w swoim sztywnym myśleniu. Aż w końcu postanowiłam zmienić kilka głupich nawyków i odłożyć środki i znaleźć potrzebny czas.

Łóżko u znajomej do spania się znalazło,  psychiczny reset w odmiennym, toruńskim otoczeniu zrobił się, mój ulubiony piernik z nadzieniem różanym został pochłonięty, a towszystko zwieńczone jednym z moich ulubionych "Scoobie snacków" dla duszy - jazdą pociągiem.

Podróż w upale bliskim 40 stopni, gdy siada klima, może nie jest szczytem marzeń (^$#^*#@&!!), ale znajomy, rytmiczny stukot, piękne polskie krajobrazy za oknem i kołysząca monotonia jazdy wynagrodziła trudy. Pociąg to miejsce, w którym się wyciszam. Jadę tak i jestem, stan medytacji wmontowuje się sam. W  takim ”biegu” do głowy przychodzą mi doskonałe pomysły, zupełnie inaczej odbieram muzykę, czytaną książkę.

Magia.

Pointa jest jedna – wyjeżdżajcie, moi drodzy! Choćby na drugi koniec miasta,  nieznaną i niesprawdzoną do tej pory linią autobusową. Podróże uwalniają, kształcą, kształtują. Ruch to życie, gdyby nie ruch wiatraka mąki by nie było i piernika też nie. To ma piernik do wiatraka. Szczególnie w Toruniu. Podróżujcie.

Cmok


Mucha, która lubiła podróżować pociągiem

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Metoda Wima Hofa - opis po polsku

Asany przy skręconej kostce unieruchomionej gipsem

Ujjayi pranayama i joga w czasie przeziębienia